Forum Bałtycka Zatoka Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Treningi do kl P (uj.), kl L (sk) 10.04-30.05- JOANNE

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Bałtycka Zatoka Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Archiwum / Boks VI: Arcadia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Himbeere
Więcej sprzętu jak talentu



Dołączył: 27 Wrz 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:55, 28 Wrz 2012    Temat postu: Treningi do kl P (uj.), kl L (sk) 10.04-30.05- JOANNE

10.04-30.05: Sprawozdanie z doprowadzenia klaczy do klasy P w ujeżdżeniu i L w skokach - by Joanne

Dzień 1:
Na dobry początek postanowiłam zapoznać się z klaczą i jej umiejętnościami. Przyjechałam do SC, wzięłam z siodlarni co trzeba i wyszykowałam nas obie na trening. Pojechałyśmy na maneż, gdyż pogoda dopisywała. Sprawdziłam zarówno umiejętności ujeżdżeniowe, jak i skokowe kobyłki. Jak się okazało Arcadia ma dobrze opanowane przejścia i zmiany ram, potrzebuje jednak duuużo czasu na pozbieranie się i odpuszczenie w potylicy. Dodania i skrócenia też okazały się potrzebujące ćwiczeń. Co do skoków, to KWPN-ka była chętna, ciągnąca do przodu i dokładna, ale z powodu braku treningu brakowało w jej skokach i przejściach przez drążki płynności. Postanowiłam więc zacząć pracę od ujeżdżenia, które przyda nam się w ćwiczeniach skokowych.

Dzień 2:
Zaznajomione ze sobą nawzajem szybciej doszłyśmy do ładu. Skupiłam się na ćwiczeniach zachęcających klacz do zbierania się bez szczególnego namawiania. Kasztanka była pełna zapału i chęci, dzięki czemu pod koniec godzinnej intensywnej pracy czuć było efekty. Mimo iż całe mokre, obie byłyśmy całkiem zadowolone. Na jutro zaplanowałam lonżę na pessoa, by powyrabiać trochę mięśnie bez worka kartofli na grzbiecie (czyt. mnie).

Dzień 3:
Wzięłam dziś nieco osowiałą Arcadię na lonżownik i zapięłam w pessoa. Rudzinka szybko zrozumiała o co chodzi i bardzo ładnie pracowała przez okrągłą godzinę. Na stępa poszłyśmy do lasu, przejść przez płytki, ale szeroki strumyk i parę niziutkich, obalonych drzewek (ot, naturalne cavaletti). Pomogło to w integracyjnym punkcie współpracy i przy okazji mogłam zaobserwować, jak Arcadia zachowuje się w terenie.

Dzień 4:
Dziś na ruszt wzięłam dodania i skrócenia. Pomogłam sobie trochę drążkami, męczyłam Arcadię aż zaczęły wychodzić w każdym chodzie, bez zacinania się czy opóźnień. Najciekawszy i zarazem najprostszy okazał się galop, bujający, okrągły, bardzo łatwy w operowaniu. Problem ze zbieraniem był dużo mniejszy, praca z ziemi już przynosiła efekty. Zmęczone postępowałyśmy na polance za stajnią, a po jeździe zaserwowałam kasztance masaż i wróciłam do siebie.

Dzień 5:
Znów wsiadłam na tego biednego konia. Dziś trochę mniej intensywniejszy trening, oparty głównie na szlifowaniu L-kowych elementów, z naciskiem na te ostatnio ćwiczone. W najbliższym czasie przejedziemy parę programów i zaczniemy wdrażanie do P-tki. Mniej spocone i wyraźnie żywsze niż ostatnio po zakończeniu treningu wróciłyśmy do stajni, gdzie odpowiednio zajęłam się klaczuchą.

Dzień 6:
Tak jak mówiłam, tak też zrobiłam. Zabrałam Arcadię na czworobok, rozprężyłam i pod okiem Noja pomęczyłam programem L-6. Czuć było, że kobyłka ma trochę dość, w końcu nie posiada kondycji, więc poprzestałyśmy na naprawdę udanym przejeździe i po treningu odpowiednio zajęłam się kobyłką.

Dzień 7:
Arcadia miała wolne, zabrałam ją tylko na półgodzinny spacer po lesie, przy okazji pracując nad zaufaniem.

Dzień 8:
Wzięłam rudą na lonżę na pessoa. Krótszą niż ostatnio, ale intensywniejszą. Ćwiczyłyśmy przejścia, zmiany średnicy koła, dodania, skrócenia, a na końcowym stępie obie przechodziłyśmy przez drążki i cavaletti w stępie. Jutro wsiadam.

Dzień 9:
Przyjechałam z rana, osiodłałam Arcię i zabrałam na maneż. Rozprężyłam i zadzwoniłam po Noja. Miałam 5-10 minut do dyspozycji nim rysualka przyjdzie i zaczniemy przejazdy programów. Poświęciłam ten czas na pierwsze próby ustępowań od łydki. Robiłam półwoltę i z drobną pomocą bacika spychałam klacz ku ścianie. Nie wyglądało to pięknie, ale pod koniec czułam, że kasztanka zaczyna łapać. Dałam jej chwilę luzu i jedziemy. najpierw program L-6. Wyszedł super, więc zostawiamy, po chwili L-8. Przyłożyłam się bardziej do przejazdów i po 2 zakończyłyśmy trening. Stęp oczywiście w lesie.

Dzień 10:
Uwaga uwaga, skaczemy! No dobra, podskakujemy. Pomęczyłam Arcadię drążkami w każdym chodzie, koziołkami i w końcu skokami do 80 cm z wskazówkami. Drążki ustawiane w dystansach zmuszały klacz do uważniejszego wymierzania fuli, pomagały dobrać dobry odskok i skupiały na tym, co się dzieje w danej chwili, a nie co będzie zaraz. Z początku nie było łatwo - KWPN-ce brakowało płynności skoków, wybijała się wysoko w górę, zawisała i ciężko spadała na ziemię. Bardzo nieekonomicznie. Z czasem nabrała trochę rozwagi i uspokoiła się, jednak z treningu zeszła calutka mokra. Wykąpałam ją, wysuszyłam i wymasowałam na koniec.

Dzień 11:
Lonża na pessoa, potem spacer w terenie i naturalne cavaletti w postaci kłódek + strumyk i zapoznanie z mostkiem. Kasztanka ładniała w oczach, nabrała do mnie zaufania, a przechodzenie przez kłody zaczęło być nareszcie płynne i pełne swobody. To znaczy, że grzbiet zaczyna prawidłowo pracować ^^

Dzień 12:
Przejazdy programu L-8 pod okiem Noja (2), potem z jej pomocą kolejne podejścia do ustępowań w stępie. Nie było źle, program poszedł bardzo przyzwoicie, ustępowania trzeba wziąć na ruszt na osobnym treningu. Wyjątkowo oddałam klacz w ręce rysualki i sama poleciałam załatwiać masę ważnych spraw.

Dzień 13:
Wykorzystujemy wczorajsze uspokojenie się i trening ustępowań. Najpierw rozprężyłam kobyłkę, dopracowałam elementy L-kowe po czym zaczęłam ustępowania. Najpierw chociaż po kroczku, potem po paru, od linii ćwiartkowej do ściany i tak w obu kierunkach w stępie, aż ruda załapała o co chodzi i bez spinania się, z łebkiem w dole całkiem płynnie wykonywała element. Tak zakończyłyśmy trening i na stępa pojechałyśmy w teren, by przejechać nasz ulubiony strumyczek, pobrodzić w wysokich trawach i pogimnastykować się nad kłodeczkami w stępie.

Dzień 14:
Arcadia znów miała wolne, jej kondycja ulegała poprawie, ale wciąż wymagała jednego dnia odpoczynku. Zrobiłam klaczy małe SPA, doprowadzając do ładu nieogarniętą grzywę, ogon i całą resztę.

Dzień 15:
Wracamy do ustępowań. Dziś męczyłyśmy je dalej w stępie, ale z linii środkowej. Przy okazji spróbowałam wykonać parę kroczków łopatką do wewnątrz. Spostrzegawczość kobyłki mnie nieustannie zaskakuje, tak samo jak jej umiejętność kontrolowania ruchów. Niesamowite stworzenie, nic tylko na czoworoboki zabierać. Stępem wybrałyśmy się na przechadzkę do sklepiku, wzdłuż drogi prowadzącej do SC. Mijające samochody nie zrobiły na Arcadii większego wrażenia.

Dzień 16:
Skoki. Dalej ograniczamy się do prostych linii z wskazówkami, podwyższając maksymalną wysokość do 90 cm. Szło lepiej, dlatego poprzeczka powędrowała lekko w górę. Ruda była pełna energii, ciągnąca do przeszkody. Na koniec pojechałyśmy parę razy prosty szereg dwóch kopert po 60 i 70 cm na dwie fule, z wskazówką przed pierwszym członem i drążkiem rozdzielającym fule pomiędzy przeszkodami. KWPN-ka szybko robiła postępy, wyraźnie uczy się na błędach.

Dzień 17:
Lonża na pessoa i ustępowania wykonywane z ziemi. W stępie i w kłusie. Nie było to proste, ale dało się wykonać. Gdy klacz załapała o co chodzi rodzaj chodu nie sprawiał jej większych problemów poza tym, że czasem gubiła nogi. Spróbowałam też łopatek w takiej sytuacji. Całkiem dobry sposób, nie powiem.

Dzień 18:
Ustępowania pod jeźdźcem. W stępie wychodziły już całkiem przyzwoicie, więc spróbowałam w kłusie. Ku ogromnemu zdziwieniu - jeśli nic nie było dekoncentrujące, to wychodziły jakby były wykonywane przez doświadczonego P-tkowca. Na koniec popróbowałam łopatek w stępie. Początki bardzo dobre, szybko zaprzestałam by nie zepsuć. Stęp po lasku, po nim klacz poszła na padok.

Dzień 19:
Skaczemy. Przyszedł czas na wygimnastykowanie się. Przy rozgrzewce bardzo dużo drągów i cavaletti, które rudzinka przechodziła już płynnie i bez wahania. Pracowałyśmy dziś na szeregach gimnastycznych. Niskich, ale wymagających zaangażowania i synchronizacji, myślenia. Nie obyło się bez kłopotów, jak to przy początkach bywa, ale po jednej, dwóch nieudanych próbach kasztanka odkryła, jak to się robi. Poczułam, że zaczyna pracować grzbietem i szyją, nie nadwyrężając już tak swoich ścięgien i stawów w nogach.

Dzień 20:
Postanowiłam zacząć przekształcać dodania w wydłużenia. I temu właśnie poświęciłam dzisiejszy trening, gdyż od jednego do drugiego nam było akurat bardzo niedaleko. Oczywiście - nie odstawiłam chodów bocznych, ale chwilowo odsunęłam je na drugi plan, bo ile można się cackać z jedną rzeczą? Arcadii, lekko osowiałej i zdekoncentrowanej się to całkiem spodobało, chociaż wyraźnie wolałaby poczłapać sobie w kółko albo co. "Maaamooo, myślenie boli." po prostu. Całkiem szybko podchwyciła moją myśl i plany, przez co długo nie mogłam jej męczyć (jaka szkoda ) i w nagrodę zabrałam do lasu na stępa.

Dzień 21:
Teoretycznie dzień wolny, tak naprawdę postanowiłam przyzwyczajać rudą do codziennej pracy. Zabrałam ją na lekką lonżę z drążkami. Bez większego wysiłku, krótko, zwięźle i na temat. Po pracy oczywiście nagroda - padokowanie do nocy.

Dzień 22:
Ustępowania i łopatki na poważnie. W stępie i kłusie. Sygnały z mojej strony były subtelne, ale zarazem czytelne. Arcadia nie była tak pełna werwy jak zwykle, ale też nie nastąpił u niej spadek formy. Gdy się skupiła pracowała bardzo fajnie, możemy traktować te elementy jako przyzwoicie opanowane.

Dzień 23:
Dzisiejszy dzień poświęciłam na dopracowanie wszystkich elementów związanych z P-tką. Na jutro zaplanowałam skoki, na pojutrze ponownie przypomnienie elementów i przejechanie programu P-1, a na popojutrze teren. Tak, zaczęło się dłuższe planowanie wprzód.

Dzień 24:
Dalej męczymy szeregi gimnastyczne na wysokościach do 80-90 cm, do tego dołączyłam pojedyncze przeszkody mierzące sobie po 100 cm. Arcadia zaczynała naprawdę fajnie skakać, ale chyba nigdy nie przestanie ciągnąć do przeszkód. nabrała kondycji, co wyraźnie było czuć teraz, poprawie miesięcznej robocie.

Dzień 25:
Przypominamy sobie wszystko, co z P-tką związane i jedziemy programik. Początkowy dla P, P-1. Dwa przejazdy i kończymy, nie przemęczajmy się zanadto.

Dzień 26:
Pierwszy teren od początku pracy. Prawdziwy teren, a nie dreptanie stępem po ścieżkach. Arcadia szła pewnie przed siebie, pełna energii i podniecenia, ale bez nerwów. Pogalopowałyśmy sobie dziko po wspaniałej, prostej, długiej drodze, pokonałyśmy parę niewielkich (max. 70 cm) crossówek z łatwymi najazdami i po 2 godzinach wróciłyśmy do stajni. Całe mokre, ale wylatane. Zrobiłam co trzeba przy koniu i wsio do domu się umyć!

Dzień 27:
Arcadia była zmęczona wczorajszym terenem, jednak zabrałam ją na leciutką jazdę ujeżdżeniową, z pracą na długich wodzach, jazdą po ósemkach itp, ot taka drobna gimnastyka by zakwasów nie mieć.

Dzień 28:
Puściłam Arcadię w korytarz. Prosty, złożony z szeregu na jedną fulę z koperty i stacjonaty, którą stopniowo podwyższałam oraz oksera 4 fule za nimi, który też rósł w miarę skakania. Ruda ostatecznie z lekkością poszybowała nad wagonikami po 130 cm i wystarczy. Zabrałam ją na stępa do lasu, jak zwykle. CHociaż nie zmęczyła się zanadto.

Dzień 29:
Praca ujeżdżeniowa. Przejeżdżamy sobie program P-3, 3 razy, pod okiem Noja. Wszystko wyszło przyzwoicie, koń co prawda był z lekka rozkojarzony, ale nie odbiło się to jakoś szczególnie na wykonywaniu przez nią elementów.

Dzień 30:
Pierwszy parkur w naszej historii. Poziom tradycyjnej LL-ki, mierzącej sobie 90 cm, z pojedynczymi metrówkami. Prowadziłam Arcadię pewnie, ale spokojnie, równo, stawiając na styl jazdy, a nie efekt z parkuru. Bardzo fajnie nam poszło, Gimnastyka zrobiła swoje, ale nie można odpuszczać.

Dzień 31:
Program P-3 dla przypomnienia, następnie P-6. Dużo lepsza praca niż ostatnio, Ruda skupiła się, zebrała w sobie i dała naprawdę 150%. Tylko oczywiście ja musiałam coś psuć. No ale cóż, tak to już w życiu bywa. Zadowolona postanowiłam jechać jutro w teren.

Dzień 32:
Drugi teren odkąd razem pracujemy. Tym razem bardziej crossowy niż ostatnio, przejechałyśmy razem prościutką trasę z przeszkodami do 80 cm, zapoznałyśmy się z wskokami i zeskokami na miarę debiutantów i po 1,5 h wróciłyśmy do stajni, wcale nie takie spocone.

Dzień 33:
Praca na drążkach i cavaletti. Tylko i wyłącznie. Dużo trudnych kombinacji wymagających bardziej myślenia, niż gimnastyki. W końcu Ruda uruchomiła mózg i od razu poprawiła swoje wyniki pracy w dniu dzisiejszym.

Dzień 34:
Programy P-3 i P-6 w ramach przypomnienia, do tego parę moich własnych inwencji, jako wykorzystanie uruchomionego wczoraj umysłu klaczy. Potem obowiązkowo masaż.

Dzień 35:
Lonża na pessoa. Tak, dawno jej nie było. Rudzinka popracowała sobie, poćwiczyła dużo lepiej wyglądający grzbiet i przy okazji odpoczęła od jeźdźca na grzbiecie.

Dzień 36:
Skaczemy. Szeregi gimnastyczne mierzące po 90, w niektórych wypadkach nawet i 100 cm. Klacz zrobiła ogromne postępy, jej skoki zrobiły się bardzo płynne, lekkie i ekonomiczne, przy czym ona sama jako koń bardzo dokładny sprawiała, że zrzutki w dniu dzisiejszym nie było żadnej.

Dzień 37:
Ujeżdżenie, bawimy się w zwroty na przodzie, na zadzie, chody boczne, cofania i inne ciekawe rzeczy w najróżniejszych kombinacjach. Zagalopowania ze stępa, zwykłe zmiany nogi i te sprawy. Klacz była pełna chęci do pracy, ambitna i skupiona. Zadowolona szybko skończyłam i zabrałam ją na trawę.

Dzień 38:
Skoki. Parkur wysokości 90/100 cm. Ruda była w wyjątkowo nieprzyjemnym humorze. Brykała, buntowała się, kombinowała jak tylko mogła. Jednak gdy pozwoliłam jej iść po swojemu i wpadła w przeszkodę nabrała rozumu. Duma dumą, rozum rozumem. Drugie podejście do parkuru było dużo lepsze, ale czułam wyraźnie, że to nie najlepszy dzień kobyłki.

Dzień 39:
Pojechałyśmy do pobliskiej stajenki na towarzyskie zawody w ujeżdżeniu. Pojechałyśmy tam L-8 i P-3, bardziej dla obycia z atmosferą aniżeli jakimiś wynikami. Poszło nieźle, chociaż podczas zawodów jest to zupełnie inny koń. Więcej takich wypadów trzeba.

Dzień 40:
Znów skaczemy. Szeregi gimnastyczne do 100 cm, pojedyncze 110. Arcia była o niebo lepsza niż ostatnio, chętnie współpracowała, słuchała się, była uważna i gotowa do każdej akcji. Na stępa zabrałam ją do lasu na 30 minut człapania, a gdy wróciłam zaserwowałam chwilę masażu.

Dzień 41:
Pojechałyśmy sobie w teren. Bez skoków, bez szalonego galopu, spokojny teren kondycyjny. Bardzo dużo kłusa, sporo stępa i najmniej galopu. Wróciłyśmy po 2,5 h zmęczone jak po szalonym wyścigu.

Dzień 42:
Lonża na pessoa. Nic niezwykłego, bez rewelacji poza tym, że KWPN-ka nabrała baardzo ładnej masy i figury. Wygląda już jak naprawdę sportowy koń.

Dzień 43:
Znów gdzieś jedziemy na coś a la zawody, pojechać tym razem P-1 i P-3. Poszło nam dużo lepiej, następnego dnia planowałyśmy ponownie tam wbić.

Dzień 44:
Ponownie wyjeżdżamy poza SC. Pojechałyśmy z Arcadią ujeżdżenie z programem P-6 oraz skoki kl.LL. Wszystko towarzyskie. Tak jak na ujeżdżeniu wypadłyśmy super, tak przy skokach było trochę komplikacji, ostatecznie 8 pkt karnych. Jak na pierwsze dwudniowe zawody i pierwsze skoki od kiedy jest w SC to uważam, że i tak bardzo ładnie.

Dzień 45:
Spokojny teren na luźnej wodzy, odprężenie po zawodach.

Dzień 46:
Skaczemy. Parkur 100 cm, trudny jak na L-kę, dwufazowy. Poszedł naprawdę super, Arcia skakała wszystko, była zgodna ze mną, niezwykle zrównoważona.

Dzień 47-48:
Jedziemy gdzieś do Pcimia Górnego na zawody. Pierwszy dzień - ujeżdżenie P3 i P-6, drugi dzień - skoki LL i L. Ogółem mówiąc poszło nam bardzo dobrze, kasztankę przestał dekoncentrować tak harmider dookoła, zaczęła skupiać się na swoim zadaniu.

Dzień 49:
Ruda poszła na karuzelę, ja miałam zbyt wiele na głowie, poza tym zasługiwała na odpoczynek. Uznałam, że moje zadanie zostało spełnione, doprowadziłam ją do ujeżdżenia P, skoków L, sprawdziłam na towarzyskich zawodach w malutkich stajenkach, mogę czuć się spełniona.

Dzień 50:
Pojechałam z Arcadią w teren. Typowo crossowy. Poziom mniej-więcej crossu LL. Pewnie prowadziłam ją na przeszkody, starając się też jak najbardziej ułatwić jej sprawę. Po powrocie wykąpałam, wypielęgnowałam i zabrałam na spacer po lesie. Długi, z popasem, by wykorzystać ostatnie chwile wolnego czasu. Od jutra czekała mnie naprawdę ostra jazda z robotą, poza tym inne konie też trzeba ruszyć i zebrać do kupy. Ale na pewno nie dam zaniedbać swojej roboty!

Klacz może startować w ujeżdżeniu kl.P i skokach LL/L, jednak zalecam uprzednie przygotowanie jej w osobnym treningu.[/b]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Himbeere dnia Pią 10:01, 28 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Bałtycka Zatoka Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Archiwum / Boks VI: Arcadia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin